jąc z Wersalu, z Marly, z Fontainebleau (powiadał pan de...) najbardziej łaknę tego widowiska“.
Pan Thomas mówił mi raz: „Nie potrzebuję współczesnych, ale potrzebuję potomności“; bardzo kochał sławę. Odpowiedziałem: „Piękny rezultat filozofji, móc się obejść bez żywych, a potrzebować tych co się nie urodzili“.
N... powiadał do pana Barthe: „Od dziesięciu lat jak pana znam, zawsze sądziłem że nie podobna być pańskim przyjacielem, ale omyliłem się, byłby na to sposób. — Jaki? — Wyrzec się zupełnie samego siebie i ubóstwiać bez przerwy pański egoizm“.
Pan de R... był niegdyś mniej surowy i mniej krytyczny niż dziś; zużył całą swoją pobłażliwość, a tę odrobinę, która mu została, zachowuje dla siebie.
Proponowano pewnemu kawalerowi, aby się ożenił; odpowiedział żarcikiem; że zaś żarcik był dowcipny, ktoś rzekł: „Pańska żona nie nudziłaby się“; na co ów odrzekł: „O ileby była ładna, oczywiście bawiłaby się jak inne“.
Oskarżano pana N..., że jest mizantropem. „Ja! odparł; wcale nie; ale groziło mi że nim zostanę, i doprawdy dobrzem uczynił żem temu zapobiegł. — A w jaki sposób? — Zastałem samotnikiem“.
„Czas jest, powiadał N..., aby filozofja miała swój indeks, tak jak Inkwizycja w Rzymie i w Madrycie. Powinna ułożyć listę książek, które potępia, a spis ten będzie o wiele obszerniejszy niż u jej rywalki. Nawet w książkach, które pochwala wogólności, ileż poszczególnych myśli musiałaby potępić, jako sprzecznych z moralnością, a nawet zdrowym rozumem!“
Strona:PL Chamfort - Charaktery i anegdoty.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.