P. Joly de Fleury, generalny kontroler w r. 1781, mówił do mego przyjaciela, pana B.: „Gada pan wciąż o narodzie. Niema żadnego narodu. Trzeba mówić lud; lud, który nasi dawni publicyści określają terminem: Lud niewolny, pańszczyźniany i opodatkowany wedle łaski i miłosierdzia“.
Ofiarowywano panu N... zyskowne miejsce, które mu nie odpowiadało; odparł: „Wiem, że żyje się za pieniądze; ale wiem także, że nie trzeba żyć dla pieniędzy“.
Ktoś powiadał o wielkim egotyście: „Spaliłby wasz dom, aby sobie ugotować dwa jajka“.
Książę de..., niegdyś człowiek rozumny, szukający towarzystwa godnych ludzi, zmienił się, w pięćdziesiątym roku, w pospolitego dworaka. Obyczaj ten oraz życie w Wersalu nadały mu się w upadku jego inteligencji tak, jak gra przystoi starym kobietom.
Pan de L... powiadał, że z małżeństwem powinnoby być tak jak z domami, które wynajmuje się na trzy, sześć albo dziewięć lat, z prawem kupna domu jeżeli się nada.
„Różnica między mną a panem, rzekł do mnie N..., to że pan powiedziałeś wszystkim maskom; Znam cię; ja zaś zostawiłem im nadzieję oszukania mnie. Oto czemu świat jest na mnie łaskawszy niż na pana. To jest niby bal maskowy, na którym pan zepsułeś grę innym, a zabawę samemu sobie“.
„Człowiek, powiadał N..., to jest głupie bydlę, jeśli mam sądzić po sobie“.
N... miał, na wyrażenie pogardy, ulubioną formułę: „To jest przedostatni z ludzi. — Czemu przedostatni? pytano. — Żeby nikogo nie zniechęcać, bo jest ścisk“.
Strona:PL Chamfort - Charaktery i anegdoty.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.