gle bardzo smutny. Wuj jego, biskup, pyta o przyczynę. Powiada, że widział bardzo ładną cukierniczkę, którą chciałby mieć, ale że nie ma nadziei. — Taka droga? — Tak, wuju: dwadzieścia pięć ludwików“. Wuj dał mu je, pod warunkiem że zobaczy tę cukierniczkę. W kilka dni potem zagaduje o nią siostrzeńca. — Mam ją, wuju, i zobaczysz ją nie dalej jak jutro“. Pokazał mu ją w istocie, wychodzącą ze mszy w południe. To nie była porcelanowa cukierniczka, ale ładna żona cukiernika, znana później pod mianem pani de Bussi. Można sobie wyobrazić furję starego jansenisty.
Pytano kogoś, kto oddawał wysoką cześć kobietom, czy wiele ich miał. „Nie tyle, co gdybym je był lekceważył“, odparł.
Zarzucano pewnemu bystremu człowiekowi, że nie zna dobrze Dworu. Odparł: „Można być dobrym geografem, nie wychodząc z domu. Pan d‘Anville nie opuścił nigdy swego pokoju“.
W sporze o przesąd tyczący hańbiących kar, piętnujących rodzinę winnego, pan N... powiadał: „To już dosyć widzieć zaszczyty i nagrody tam gdzie nie ma zasług, aby jeszcze trzeba było widzieć karę tam gdzie niema zbrodni“.
Pan de L..., chcąc odwieść panią de B..., świeżą wdowę, od myśli o małżeństwie, rzekł: „Wie pani, że to bardzo piękna rzecz nosić nazwisko człowieka, który już nie może robić głupstw!“
Lord Tirauley powiadał, że, „skoro się odejmie Hiszpanowi to co ma dobrego, zostaje Portugalczyk“. Powiadał to, będąc ambasadorem w Portugalji.
Wicehrabia de S... zagadnął raz pana de Vaines, mówiąc: „Czy to prawda, że, w pewnym domu w którym raczono przypisać mi nieco dowcipu, pan powiedział że go nie mam wcale?“ Pan de
Strona:PL Chamfort - Charaktery i anegdoty.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.