Byłbym na zawsze został w nieświadomości w lej mierze, gdyby Opatrzność, która kieruje wszystkiem, nie odsłoniła mi tego czego szukałem. Oto jak rzeczy się miały:
Przebiegałem wybrzeża Mississipi, które „tworzyły niegdyś południową granicę Nowej Francji, i byłem ciekaw ujrzeć na północy inny cud tego państwa, wodospad Niagary. Dotarłem tuż do katarakty, w dawnym kraju Agonnonsionów[1], kiedy, jednego ranka, przebiegając równinę, ujrzałem kobietę siedzącą pod drzewem i trzymającą martwe dziecię na kolanach. Zbliżyłem się do biednej matki, i usłyszałem jak mówiła:
»Gdybyś zostało wśród nas, drogie dziecię, z jakimż wdziękiem ręka twoja napinałaby łuk! Twoje ramię pokonałoby rozjuszonego niedźwiedzia; na szczycie góry, twoje stopy szłyby o lepsze z pędzącą sarną. Biały gronostaju skalny, tak młodo odszedłeś w krainę cieniów! Jak zdołasz tam wyżyć? Niema tam twego ojca, aby cię żywił zdobyczą łowów. Zimno ci będzie, i żaden Duch nie da ci skóry na okrycie. Och! trzeba mi co rychlej połączyć się z tobą, aby ci śpiewać piosenki i podać pierś — do ust«.
Tak śpiewała młoda matka drżącym głosem, kołysała dziecię w ramionach, wilżyła wargi
- ↑ Irokezi.