Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/153

Ta strona została przepisana.

i popadł w zadumę. Ojciec Suci patrzał nań ze zdumieniem. a stary ślepy Sachem, nie słysząc już głosu młodzieńca, nie wiedział co sądzić o tem milczeniu.
René obrócił oczy na gromadkę Indian, którzy mijali wesoło równinę. Nagle, fizjognomia jego roztkliwiła się, łzy popłynęły z oczu; wykrzyknął:
„Szczęśliwi Dzicy! Och! czemuż nie mogę cieszyć się spokojem, jaki wam zawsze towarzyszy! Podczas gdy ja, z tak niewielkim pożytkiem, przebiegiem tyle okolic, wy, siedząc spokojnie pod dębem, pozwoliliście płynąć dniom nie licząc ich biegu. Pobudką działania były jedynie wasze potrzeby: jak dziecko, między zabawą a snem, dochodziliście, lepiej ode mnie, do celów mądrości. Jeżeli owa melancholia, która rodzi się z nadmiaru szczęścia, spływała niekiedy w waszą duszę, niebawem otrząsaliście się z przelotnego smutku, a spojrzenie wasze, wzniesione ku niebu, szukało z roztkliwieniem tego nieznanego Czegoś, które lituje się nad biednym Dzikim“.
Tutaj, głos Renégo zamarł znowu; młodzieniec zwiesił głowę na piersi. Szaktas, wyciągając ramię w cień i ujmując za rękę swego syna, wołał wzruszonym głosem: »Synu mój! Drogi synu!« Na to wołanie, młodzian, przychodząc do siebie i rumieniąc się za swe wzruszenie, prosił przybranego ojca aby mu je przebaczył.