Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/156

Ta strona została przepisana.

aby je zrównać z poziomem otoczenia. Uważany wszędzie za „romantyczną głowę“, wstydząc się roli jaką odgrywałem, zmierżony coraz to więcej rzeczami i ludźmi, postanowiłem usunąć się w jakiś kąt miasta, aby tam żyć zupełnie ustronnie.
„Zrazu znalazłem przyjemność w tem pokątnem i niezawisłem życiu. Nieznany, poruszałem się w tłumie, w owej rozleglej pustyni ludzkiej.
„Często, przesiadłszy w jakimś mało uczęszczanym kościele, spędzałem godziny całe na dumaniach. Widziałem biedne kobiety jak przychodziły padać na twarz w obliczu Najwyższego lub grzeszników klękających przed trybunałem pokuty. Każdy, kto opuszczał ten przybytek, wychodził z bardziej rozjaśnioną twarzą; głuche zaś hałasy dochodzące z zewnątrz zdawały się niby fale namiętności i burz świata, zamierające u stóp świątyni Pańskiej. Wielki Boże, który widziałeś łzy moje płynące tajemnie w tych świętych zaciszach, wiesz ile razy rzucałem się do twych stóp, błagając abyś mnie zwolnił z ciężaru istnienia lub też odmienił we mnie dawnego człowieka! Ach! któż nie czul niekiedy potrzeby odrodzenia się, odmłodzenia w wodach rzeki, skrzepienia duszy w źródle życia? Któż nie czuje się niekiedy przygnieciony ciężarem własnego skażenia, niezdolnym uczynić nic wielkiego, szlachetnego, sprawiedliwego?