w jego duszę wraz z szumem lasów i pomrukiem mórz; poczucie mijania i nicości wszystkiego co ziemskie, kruchość naszych dążeń, ambicji, zapałów — oto stan ducha, jaki z nieznaną dotąd siłą i artyzmem wywołuje Chateaubriand pendzlem wielkiego malarza-poety. Jest to stan, którego ostatniem słowem jest, jeżeli nie Bóg, to przynajmniej owo powagi pełne zamyślenie, które na zawsze płoszy ironiczny grymas szyderstwa z rzeczy pozaziemskich. I to jest ton ducha, jaki Chateaubriand poddał swojemu wiekowi. Nic miał to być wiek żarliwej wiary; i sam Chateaubriand, mimo iż szczery chrześcijanin, nie był nim na miarę Pascalów i Bossnetów. Ale od jego czasu, nawet u tych, którzy mieli — jak np. Renan, Taine — stanąć w jawnej rozbieżności z nauką Kościoła, zawsze pozostanie jedno: zrozumienie i głęboka cześć dla chrześcijaństwa. Więcej jeszcze: jak w XVIII w. piętno śmieszności przyczepione było do rzeczy wiary. tak później przylgnie ono do »racjonalnego« ateizmu. »Wolterjański« aptekarz Homais, ta nieśmiertelna postać z Pani Bovary Flauberta, jest odwetem za sarkazmy »filozofów«. A jeżeli przez cały wiek, od Wiktora Hugo i Lamartine’a aż po Verlaine’a, Claudela, i dalej, chrześcijański stan ducha miał się stać niewyczerpaną skarbnicą poetyckich motywów, to jest niewątpliwem dziełem Chateaubrianda.
Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/16
Ta strona została przepisana.