ruin Kartaginy, kolonję, która dziś jeszcze, wykwintem obyczajów i łagodnością praw, odróżnia się od Maurów afrykańskich.
Rody te zaniosły do nowej siedziby wspomnienie dawnej ojczyzny. Raj Grenady żył zawsze w ich pamięci; matki powtarzały miano jego dzieciom wiszącym jeszcze u piersi. Kołysały je pieśniami Zegrisów i Abenserażów. Co pięć dni, wszyscy modlili się w meczecie, obracając się w stronę Grenady. Błagali Allaha, iżby wrócił swoim wybranym tę ziemię rozkoszy. Daremnie kraj Lotofagów ofiarował wygnańcom swoje owoce, wody, zieloność, promienne słońce; zdala od Krasnych Wież[1] ni owoc nie był luby, ni źródło czyste, ni zieloność świeża, ni słońce godne aby nań popatrzeć. Kiedy pokazywano któremu z banitów równiny Bagrady, potrząsał głową i wzdychał: »Grenada!«
Abenseraże zwłaszcza zachowali nad wyraz tkliwe i wierne wspomnienie ojczyzny. Ze śmiertelnym żalem opuścili teatr swojej chwały i wybrzeża, które tak często napełniali okrzykiem wojennym: »Honor i miłość«. Nie mogąc już chwytać za lancę w pustyni, ani też przywdziewać szyszaka w kolonii rolników, poświęcili się badaniu ziół, które-to rzemiosło zażywa u Arabów szacunku porówni z zawodem żołnierza. Tak więc, plemię wojowników, które
- ↑ Wieże jednego z pałaców Grenady.