Każde słowo przewodnika przeszywało serce Aben-Hameta. Jakże okrutnem jest musieć szukać pomocy cudzoziemców, aby poznać pomniki własnych ojców! jak boleśnie jest kazać obojętnym ustom opowiadać sobie dzieje rodziny i przyjaciół! Przewodnik, kładąc kres dumaniom Aben-Hameta, wykrzyknął: »Jedźmy, mości Maurze, jedźmy, Bóg tak chciał! Nie gryź się. Żali Franciszek I. nie jest w tejże chwili jeńcem naszym w Madrycie? Bóg tak chciał!« Zdjął kapelusz, uczynił szeroki znak krzyża i popędził muły. Aben-Hameł, przyspieszając również kroku, wykrzyknął: »Tak było napisane«; i puścili się w dół ku Grenadzie.
Przejechali koło wielkiego jesionu, słynnego pojedynkiem Mussy oraz wielkiego mistrza Kalatrawy, za ostatniego króla Grenady. Okrążyli promenadę Alameidy, i wjechali do miasta bramą Elwiry. Niebawem, przybyli na plac, otoczony ze wszystkich stron domami o mauretańskiej architekturze. Na placu tym była otwarta gospoda dla Maurów z Afryki, którzy ściągali tłumnie do Grenady dla handlu wegańsklemi jedwabiami. Tam-to przewodnik zaprowadził Aben-Hameta.
Wędrowiec zanadto był wzruszony aby wytrwać spokojnie w nowem mieszkaniu; dręczyła go ojczyzna. Nie mogąc oprzeć się uczuciom, które mąciły jego serce, wyszedł wśród nocy, aby błądzić po ulicach Grenady.
Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/196
Ta strona została przepisana.