Maur, diuk de Santa-Fe i jego córka udali się razem do Grenady. Dni szczęśliwej pary upływały tak samo jak w zeszłym roku: te same przechadzki, te same żale na widok ojczyzny, ta sama miłość lub raczej miłość wciąż rosnąca, wciąż podzielana; ale też, u obojga kochanków, to samo przywiązanie do religji ojców. »Bądź chrześcijaninem«, mówiła Blanka. »Bądź muzułmanką« powiadał Aben-Hamet, i rozstali się jeszcze raz, nie uległszy namiętności, która ich wzajem ciągnęła ku sobie.
Aben-Hemet zjawił się na trzeci rok, jak te wędrowne ptaki, które miłość sprowadza wiosną w nasze strefy. Nie zastał Blanki na wybrzeżu, ale list ubóstwianej powiadomił wiernego Araba o wyjeździe diuka de Santa-Fe do Madrytu i o przybyciu don Karlosa do Grenady. Don Karlos przybył w towarzystwie francuskiego jeńca, swego przyjaciela. Maur uczuł, iż serce mu się ściska przy czytaniu listu. Ruszył z Malagi do Grenady z najsmutniejszemi przeczuciami. Góry wydały mu się przeraźliwie samotne; po kilka razy odwrócił głowę, aby się przyjrzeć morzu, które dopiero co przebył.
W czasie nieobecności ojca, Blanka nie mogła opuścić brata, którego kochała, brata, który chciał na jej dobro wyzuć się z całego majątku i którego oglądała po siedmiu latach nieobecności. Don Karlos posiadał wspaniałą odwagę i dumę swego narodu: groźny jak zdobywcy Nowego
Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/222
Ta strona została przepisana.