Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/225

Ta strona została przepisana.

Don Karlos posunął się naprzeciw Aben-Hameta. »Mości Maurze, rzekł, ojciec i siostra zapoznali mnie z twem imieniem; sądzą, iż pochodzisz ze szlachetnego i dzielnego rodu, ty zaś sam wyróżniłeś się swą dwornością. Niebawem Karol V-ty, mój pan, ma wyruszyć zbrojnie do Tunisu, spotkamy się tedy, mam nadzieję, na polu chwały«.
Aben-Hamet położył rękę na piersiach, usiadł, nic nie mówiąc, na ziemi i pozostał lak z oczyma utkwionemi w Blankę i Lautrece. Francuz, z ciekawością właściwą ludziom tego kraju, podziwiał wspaniałą szalę, lśniącą broń, oraz urodę Maura; Blanka nie zdawała się zakłopotana; cala jej dusza spłynęła w jej oczy: szczera Hiszpanka nie siliła się ukryć tajemnicy serca. Po chwili milczenia, Aben-Hamet wstał i oddalił się. Zdziwiony zachowaniem Maura i spojrzeniami Blanki, Lautrec wyszedł z podejrzeniem które się zmieniło niebawem w pewność.
Don Karlos został sam z siostrą. »Blanko, rzeki, wytłumacz się? Skąd owo wzruszenie, w jakie wprawił cię widok cudzoziemca?
— Bracie, odparła Blanka, kocham Aben-Hameta, i, jeżeli zechce przyjąć chrześcijaństwo, ręka moja należy do niego.
— Jakto! wykrzyknął don Karlos, kochasz Aben-Hameta! córa Biwarów kocha Maura,