będzie naszem potomstwem«. I dona Blanka wyszła.
Don Karlos pędzi do Abenseraża. »Maurze, powiada, wyrzecz się mej siostry lub przyjm walkę.
— Czy siostra zleciła ci, odparł Aben-Hamet, żądać ode mnie zwrotu przysiąg, które mi uczyniła?
— Nie, odparł don Karlos, kocha cię więcej niż kiedykolwiek.
— Ha! godny bracie Blanki! wykrzyknął Aben-Hamet, trzebaż mi tedy zawdzięczać twemu rodowi całe moje szczęście! O szczęsny Aben-Hamecie! O błogosławiony dniu! mniemałem, iż Blanka sprzeniewierzyła mi się dla francuskiego rycerza...
— I w tem twoje nieszczęście, wykrzyknął z kolei don Karlos w uniesieniu; Lautrec jest moim przyjacielem, gdyby nie ty, byłby moim brałem. Zapłacisz mi za łzy, któreś wycisnął mej rodzinie.
— Chętnie, odparł Aben-Hamet; ale, mimo iż zrodzony z pokolenia, które może walczyło z twojem, nie jestem rycerzem. Nie widzę tu nikogo, ktoby mi mógł nadać godność pozwalającą ci zmierzyć się ze mną bez poniżenia.«
Don Karlos, uderzony słowami Maura, spojrzał nań z podziwem i wściekłością zarazem.
Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/227
Ta strona została przepisana.