Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/246

Ta strona została przepisana.

giej strony zgrozę budziła w nim myśl o zespoleniu krwi prześladowców z krwią prześladowanych. Zdawało mu się, że widzi cień przodka, wychodzący z grobu i wyrzucający mu świętokradzki związek. Przeszyty bólem, Aben-Hamet wykrzyknął:
»Ha! trzebaż abym tu spotkał tyle wzniosłych dusz, tyle szlachetnych charakterów, iżbym lepiej uczuł to co tracę! Niechaj Blanka wyda wyrok; niechaj powie, co trzeba mi uczynić, aby się stać godniejszym jej miłości.«
Blanka krzyknęła:
— Wróć na pustynię! i padła zemdlona.
Aben-Hamet pochylił się ze czcią większą niż dla bóstwa, i wyszedł, nie mówiąc słowa. Tej samej nocy, odjechał do Malagi i wsiadł na stalek płynący do Oranu. Napotkał koło tego miasta karawanę, która co trzy lata wyrusza z Maroko, przebywa Afrykę, udaje się do Egiptu i łączy się w Yemen z karawaną, idącą do Mekki. Aben-Hamet przyłączył się do pielgrzymów.
Blanka, której dniom groziło zrazu niebezpieczeństwo, wróciła do życia. Lautrec, wierny słowu jakie dał Maurowi, oddalił się i nigdy słowo jego miłości ani bólu nie zmąciło melancholji córki diuka de Santa-Fé. Co roku, Blanka udawała się w góry Malagi w porze kiedy ukochany jej zwykł był wracać z Afryki; siadała na skałach, spoglądała na morze, na dalekie