z dziennikarstwa w wielkim stylu; w Męczennikach, coś z dydaktyzmu; dwa epizody wyłuskane z młodzieńczego gąszczu Naczezów, Atala i René są obok Pamiętników i Diarjusza podróży najbardziej wolne od domieszek mniej czystego kruszcu.
Ale to co nas dzisiaj razi, nie raziło współczesnych, gdyż było z ich ducha; to zaś co Chateaubriand niósł z sobą nowego, było prawdziwą dla nich rewelacją. Przedewszystkiem, olbrzymio rozszerzył horyzont. Przed nim, francuski pisarz zna Francję; z Francji, Paryż; z Paryża, w XVII w. dwór, w XVIII salon; to jest jego świat. Rousseau otworzył oczy na przyrodę; tak[1], ale dla niego przyroda, to jezioro szwajcarskie i kawałek lasu w Montmorency; potrafi spędzić kilkanaście miesięcy w Wenecji i nie mieć do zanotowania najmniejszego wrażenia (co zresztą przynosi zaszczyt jego szczerości). Od Chateaubrianda, dla poety, kula ziemska staje się za ciasna. Cóż za różnica w skali! Odczuwa zarówno poezję Tybru i Mississipi, Jerozolimy i Aten, wersetów Biblji i piosenki dziewczyny indyjskiej. Dziewicze lasy Ameryki, ruiny Kolosseum, wieże
- ↑ Nie zapominam, iż pomiędzy Roussem a Chateaubriandem był Goethe; ale Goethe zaczął przenikać do Francji aż znacznie później, i to w dość ograniczonym zakresie, dla obcości języka.