Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/29

Ta strona została przepisana.

minaretów, spiekłe wybrzeża Morza Martwego, kolumnady Alhambry mroczne krużganki klasztoru, wszystko to ogarnia wzrokiem artysty i myślą człowieka. Jest przed nim Bernardin de Saint-Pierre, też wielki odkrywca przyrody, człowiek który widzi świat zewnętrzny; ale, u niego, z pendzlem artysty nie kojarzy się — jak u Chateaubrianda — dusza wielkiego poety. A sam pendzel, co za różnica:

Na przeciwległym skraju widnokręgu księżyc ukazał się nad drzewami. Samotna gwiazda wznosiła się pomału na niebie; to płynęła spokojnie w lazurze, to spoczywała na gromadkach chmur, podobnych wierzchołkowi gór uwieńczonych śniegiem. Chmury te, zwijając i rozwijając swe żagle, rozsnuwały się w przeźroczystych pasmach białego atłasu, rozpierzchały się w lekkich kłębach piany, lub tworzyły na niebie lawy lśniącej waty, tak miękkiej dla oka, iż odczuwało ono niemal ich wiotkość i elastyczność. Widok na ziemi był niemniej czarujący: niebieskawe i aksamitne światło księżyca lało się w przestrzenie między drzewami i wnikało snopami jasności w gęstwiny mroku... W prerji, po drugiej stronic rzeki, blask księżyca spał bez ruchu na trawie: rozrzucone tu i ówdzie i poruszane wiatrem brzozy tworzyły wyspy falującego cienia na tem nieruchomem morzu światła. Wszystko byłoby milczeniem i spokojem, gdyby nie jakiś liść padający od czasu do czasu, nie nagły poszum wiatru, jęk puszczyka... W oddali, chwilami słychać było głuchy ryk Niagary, który, w ciszy nocnej. odbijał się, z puszczy w puszczę, i zamierał w samotnym lesie.“