Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.
3

zieloności, ginąc w oddali, zdają się wstępować ku lazurowi nieba w którym się topią. Na tych łąkach bez kresu widzi się błądzące swobodnie kilkotysięczne gromady dzikich bawołów. Niekiedy, stary bizun, prując wpław fale, układa się w kępie wysokich traw, na wyspie wśród wód Mississipi. Z czoła ozdobionego dwoma półksiężycami, z długiej i zlepionej szlamem brody możnaby go wziąć za boga rzeki, który zadowolonem okiem spogląda na majestat swych fal i na dziką bujność wybrzeży.
Taki obraz przedstawia brzeg zachodni, ale zmienia się on zupełnie po przeciwległej stronie, tworząc cudowny kontrast. Zawieszone nad brzegiem wód, rozsypane po skałach i górach, rozsiane po dolinach, drzewa wszystkich kształtów, wszystkich barw, wszystkich zapachów, mięszają się, rosną razem, strzelają w górę do zawrotnej wysokości. Dzikie wina, begonie, kolocynty, splatają się u stóp tych drzew, pną się po ich konarach, pełzają aż do kończyn gałęzi, przerzucają się z klonu na drzewo tulipanowe, z tulipanu na dziki ślaz, tworząc tysiące grot, sklepień, portyków. Często, błąkając się od drzewa do drzewa, liany te okraczają ramiona rzeki, rzucając nad niemi pomosty z kwiatów. Z łona tych potężnych drzew, magnolia wznosi się nieruchomym stożkiem; uwieńczona rozłożystemi białemi różami, góruje nad całym lasem, i nie ma