Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

ciała i będziesz się cieszyć«. Atala ujęła moje ręce obiema dłońmi. »Biedny młody bałwochwalco, wykrzyknęła, litość, doprawdy, budzisz we mnie! Chcesz tedy, abym wypłakała cale moje serce? Cóż za los, że nie mogę uciec z tobą! Nieszczęśliwy był żywot matki twojej, o Atalo! Czemuż się nie rzucisz na pastwę krokodylów w tem źródle!«
„W tejże samej chwili, za zbliżeniem zachodu słońca, krokodyle zaczęły swoje wycia. Atala rzekła:.. Opuśćmy te miejsca«. Pociągnąłem córkę Simaghana do stóp pagórków, które tworzyły istne zatoki zieleni, wysuwając się niby cyple w morze łąk. Puszcza oddychała przepychem i spokojem. Bocian krzyczał w gnieździe, lasy rozbrzmiewały jednotonnym śpiewem przepiórek, gwizdaniem samic papuzich, rykiem bizunów i siminolskich klaczy.
„Przechadzka nasza była prawie niema. Szedłem obok Atali; ona trzymała koniec sznura, który przemocą wcisnąłem w jej ręce. To zalewaliśmy się łzami, to znów sililiśmy się na uśmiech. Spojrzenie naprzemian wzniesione ku niebu, lub przywiązane do ziemi, ucho nastawione na śpiew ptaka, tkliwy uścisk rąk, łono naprzemian to bijące to znów oddychające spokojem, imiona Szaktasa i Atali słodko powtarzane od czasu do czasu... Och! pierwsza przechadzko z ukochaną: musi, zaiste, potężnem być twoje wspomnienie, skoro, po tylu latach