zapewne ścigać nas przez pierwsze dni. Jeżeli nas szukali później, to prawdopodobnie w stronie zachodu, w przekonaniu iż usiłowaliśmy dosłać się do Mississipi; ale my obróciliśmy drogę naszą ku nieruchomej gwiaździe[1], kierując się wedle mchu na pniach drzew.
„Spostrzegliśmy niebawem, iż niewiele zyskaliśmy na mem uwolnieniu. Puszcza roztaczała przed nami swoją bezkresną samotnię.
Niedoświadczeni w życiu leśnem, zbłądziwszy z właściwej drogi, idąc naoślep, jakiż los gotowaliśmy sobie? Często, patrząc na Atalę, przypominałem sobie starodawną historię Agar, którą czytałem w domu Lopeza, a która zdarzyła się w pustyni Bersabe, dawno bardzo temu, wówczas kiedy ludzie żyli potrójny wiek dębu.
„Atala sporządziła mi płaszcz z wnętrznej warstwy kory buku, byłem bowiem prawie nagi. Uszyła mi mokassyny[2] ze skóry piżmowca, przy pomocy igły jeżozwierza. Ja nawzajem troszczyłem się o jej ubiór. To kładłem jej na głowę wieniec z niebieskich malw, które znajdowaliśmy po drodze, na opuszczonych indyjskich cmentarzach; to sporządzałem je; naszyjniki z czerwonych ziarn azalei; później uśmiechałem się, spoglądając na jej cudowną piękność.