Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/72

Ta strona została skorygowana.

mego budynku, nigdy cuda starego świata nie mogłyby się mierzyć z tą budowlą puszczy.
„Co wieczora rozpalaliśmy wielki ogień i, zapomocą kory rozpiętej na czterech tykach, budowaliśmy szałas podróżny, Jeśli udało mi się zabić dzikiego indyka, grzywacza, leśnego bażanta, wieszaliśmy go naprzeciw rozpalonej dębiny, na szczycie zatknięte; w ziemi żerdzi, i zostawialiśmy wiatrom troskę o obracanie na rożnie myśliwskiego łupu. Jedliśmy pożywne mchy, słodką korę brzeziny, jabłka rajskie, mające smak brzoskwini i poziomki. Czarny orzech, klon, sumak, dostarczały wina do naszego stołu. Niekiedy szedłem szukać między trzcinami rośliny, której kwiat wydłużony w rurkę zawiera kubek najczystszej rosy. Błogosławiliśmy Opatrzność, która, na słabej łodydze kwiatu, umieściła pośród skażonych bagien to przeczyste źródło, tak jak pomieściła nadzieję w głębi serc żartych zgryzotą, jak kazała trysnąć cnocie z łona nędz życia.
„Niestety! poznałem niebawem, iż omamił mnie pozorny spokój Atali. W miarę jak szliśmy dalej, stawała się smutna. Często, bez przyczyny, zaczynała drżeć i odwracała spiesz, nie głowę. Nieraz zdybałem ją, jak wlepiała we mnie namiętne spojrzenie, które później zwracała z głęboką melancholją ku niebu. Przerażała mnie zwłaszcza jakaś tajemnicza myśl ukryta w głębi duszy, którą-to myśl spostrze-