Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/88

Ta strona została przepisana.

»Moja córko, odparł ojciec z łagodnym uśmiechem, cóż to jest wobec tego co ścierpiał mój boski Pan? Jeżeli Indjanie bałwochwalcy pokrzywdzili mnie, toć to są biedni ślepi, których Bóg oświeci kiedyś. Kocham ich nawet tem więcej, im więcej złego mi wyrządzili. Nie mogłem wytrwać w ojczyźnie, do której wróciłem, i gdzie można królowa uczyniła mi ten zaszczyt, iż raczyła oglądać te słabe oznaki mego apostolstwa. I jakąż mógłbym uzyskać chlubniejszą nagrodę swoich prac, niż to, że otrzymałem od Głowy naszej religji pozwolenie sprawowania boskiej Ofiary temi oto okaleczałemi rękami? Po takim zaszczycie, nie pozostawało nic, jak tylko starać się go zostać godnym: powróciłem do Nowego-Świata, aby dokonać reszty życia w służbie mego Boga. Niedługo będzie trzydzieści lat jak zamieszkuję tę samotnię, a jutro będzie dwadzieścia dwa jak wziąłem w posiadanie tę skałę. Kiedy przybyłem tutaj, zastałem tylko koczujące rodziny o okrutnych obyczajach i życiu nad wyraz nędznem. Głosiłem słowo pokoju, i obyczaje złagodziły się stopniowo. Żyją obecnie zebrani razem u stóp tej góry. Starałem się, ucząc ich dróg zbawienia, nauczyć zarazem pierwszych umiejętności życia, ale nie posuwając się zbyt daleko i utrzymując tych zacnych ludzi w owej prostocie, która daje szczęście. Co do mnie, lękając się krępować ich swą obecnością, usunąłem się do tej groty,