Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/90

Ta strona została przepisana.

zaś i strumienie huczą w pustkowiu. Siostra moja była tedy zmuszona wrócić na posłanie, gdzie sen ją zmorzył. Niestety! przepełniony nadzieją, widziałem w niemocy Atali jedynie przelotne oznaki znużenia!
„Nazajutrz, obudził mnie śpiew papug i innych ptaków, gnieżdżących się wakacjach i laurach otaczających grotę. Poszedłem zerwać różę magnolji i złożyłem ją, zwilżoną łzami poranka, na głowie uśpionej Atali. Spodziewałem się, wedle religji mego kraju, iż dusza jakiegoś dziecięcia, zmarłego w niemowlęctwie, zstąpiła na ten kwiat w kropli rosy, i że szczęśliwy sen przeniesie ją w łono mej przyszłej małżonki. Poszukałem następnie gospodarza; zastałem go z podkasaną szatą, z różańcem w dłoni; oczekiwał mnie, siedząc na pniu sosny powalonej ze starości. Namówił mnie, abym się udał z nim do Misji, podczas gdy Atala jeszcze będzie Spoczywać; zgodziłem się chętnie i puściliśmy się natychmiast w drogę.
„Schodząc z góry, ujrzałem dęby, na których zdało się iż Genjusze nakreśliły dziwaczne znaki. Pustelnik objaśnił mnie, iż to on sam je wyciął; były to wiersze dawnego poety, imieniem Homer, i kilka myśli innego poety, dawniejszego jeszcze, imieniem Salomon. Była jakaś dziwnie tajemnicza harmonia między tą mądrością wieków, temi wierszami zjedzonemi mchem, starym Samotnikiem, który je wyrył i staremi dębami, które służyły mu za książki.