Strona:PL Chawa Rubin.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —

jem strapieniem, ujrzała nadjeżdżającą w tymże kierunku biedkę, na której obok furmana siedział zabrany po drodze Żyd. Znany w Kazimierzu roznosiciel listów, dymisyonowany żołnierz, wyklęty z ambony i obijany w magistracie pijak, jechał z pocztą i na własny rachunek wziętym pasażerem.
— Franek, Franek! — wołała — poczekaj.
— Czego? — odrzekł furman, zatrzymując konia.
— Weź mnie do Puław.
— Chyba doprzężecie swoją rybę, bo moja szkapa nas nie uciągnie.
— Czy to daleko — trzy skoki zająca.
— To skaczcie.
— Nie gadaj, nie gadaj.
— Ale gdzie usiądziecie, Mośkowi na kolanach.
— Znajdzie się i dla mnie miejsce.
Nie czekając pozwolenia, zaczęła się wdrapywać.
— Dawać naprzód złotówkę — wołał Franek.
— Głupiś, ja cię nie skrzywdzę.
— Pojechali.
— Dlaczego ty dziś z pocztą jedziesz? — spytała.
— Jędrzejowi dziecko — umarło — odrzekł Franek — mnie pan wysłał. Czort nie robota.
— Lepiej z listami miasto obchodzić i na wsie piechotą latać?