„Vivat, kto ma olej w głowie!
„Co z dowcipu twego wyszło,
„Mnieby to na myśl nie przyszło“.
Lis się z studni wygramolił;
Kompan by się nie mozolił,
Kazanie mu piękne mruczy,
Cierpliwości cnoty uczy:
„Gdyby ci bogowie tyle
„Nadali rozsądku, ile
„Włosów nosisz na twej brodzie,
„Nie byłbyś był płocho w wodzie.
„Bywajże zdrów: ja na górze;
„Myśl też także o twej skórze!
„Ja prawie już jestem w drodze:
„Mam interes pilny srodze,
„Nie mogę się zatrzymować,
„Trzeba końca upatrować;
„Kto rzecz jaką bez układu
„Pocznie: nie trafi do ładu“.
Filut arcydoskonały,
Lis, w zamysłach sobie cały,
Gdy ostrym węchem w dalekie strony
Bystra jego mierzy zdrada,
Sam też na nią zaślepiony
Do studni wpada.
Gdy raz i drugi próżno podskoczy,
Ogon podwinie i spuści oczy.
I cóż ty myślisz, że zginął?
Ten co nam sprzyja i szkodzi,