Los jemu kozła nawinął.
Zajrzy do studni: lis brodzi.
„Co tu porabiasz, mój kumie?
„Minka cości nie wesoła...“
Ale ten, który wywinąć się umie:
„O, gdybyś wiedział, — zawoła —
„Jaka to słodycz tej wody:
„Fraszka lipcowe miody!
„I ty się ze mną też napij!“
Usłuchał kozieł i na dół się skwapi.
A tu lis wskoczy na brodacza rogi,
Stamtąd na krawędź — i dalej w nogi,
To jeno rzekłszy: „Siedź tu, koźle głupi,
„Aż kto cię równo wykupi“.
Lis i kozioł do wilczej razem wpadli jamy.
Lis rzecze: „Stąd się dobyć chyba tak zdołamy:
„Ja drabinkę przyniosę, lecz na tylne nogi
„Stań wprzódy: ja wyskoczę, na twe wlazłszy rogi“.
Stało się. Lis wyskoczył — i wnet zmyka w knieję:
Ani jemu tam w głowie, co się z kozłem dzieje;
A ten wszystko drabinki czeka przyniesienia.
Głupi ten, kto na lisa czeka przyrzeczenia.
Już był w ogródku, już witał się z gąską,
Kiedy, skok robiąc, wpadł w beczkę wkopaną.
Gdzie wodę zbierano;
Ani pomyśleć o wyskoczeniu.