Przypływają na przemiany;
Aż tu i na wierzch miłościwej belki
Wskoczą zuchwałe obywatelki.
Gdy ją tak zelży pływaczek swywola:
„Jowiszu! — wrzasną — inszego daj króla,
„Coby swą mocą nas lepiej ukrócił
„Gdyż ten nic nic wart, któregoś zrzucił“.
Wtedy im ześle wodnego węża.
Ten począł chwytać na ząb je srogi,
Jedną po drugiej: darmo niebogi,
Bez siły i bez oręża,
Od swojej zguby zmykały:
I trunąd nawet nie śmiały.
Tu się z Merkurym pokryjomu znoszą
I w poselstwie go do Jowisza proszą,
Żeby pan niebios i ziemi
Raczył mieć litość nad niemi.
Ale bóg na to: „Nie chciały dobrego,
„Niech znoszą złego!“
Po pniu i po bocianie żaby nędzne, słabe
Chciały jeszcze trzeciego. Dał im Jowisz żabę.
„Przecież swoja!“, krzyknęły. Zmierziły i swoją.
Kiedy więc nowe bunty i projekta roją,
Rzekł im Jowisz: „A chcecie być pod nowym panem?
„Dam takiego, co będzie i pniem i bocianem“.