Tamże, niedługo chodząc, natrafili
Niedźwiedzia, ale tak złego,
Że sie na nich rzucił oślep.
Wtenczas ci myśliwcy mili,
Miasto potkania mężnego,
Jeden na drzewo uciekł, a drugi, o ziemię
Padszy, zataił ducha,
Wiedząc od kogoś, że niedźwiedzie plemię
Umarłego już nie rucha,
Abo raczej że nie kąsa.
Niedźwiedź, przypadszy, za kołnierz nim trząsa,
Do gęby przymyka ucha,
Słuchając, czy jeszcze żywy.
Te wszystkie próby nie były bez tego,
Żeby ten sławny myśliwy
Z potrzeby znaku nie odniósł jakiego.
Ale dosyć ten szczęśliwy,
Komu niedźwiedź pulsów maca,
Kiedy sie od śmierci wraca.
Nagniótszy sie go, niedźwiedź szedł na stronę
Po chwili. Aż ów, co na drzewie siedział
I miał tam swoję ochronę,
Mówi do towarzysza, żeby mu powiedział,
Co mu ten niedźwiedź-psiajucha
Tak długo prawił do ucha.
„Nauczył mię — mówi — tego,
„Żeby nie kupczyć skórą niedźwiedzia żywego“.
Nie pij na skórę niedźwiedzia żywego:
Sam — mówią — niedźwiedź jest przysłowia tego