„Mógłbyś się teraz sromać onej chlubnej mowy,
„Gdyż już leżysz bez dusze, a mnie zaś ukłony
„Dodały przeciw wiatrom wszelakiej obrony“.
Tak i człek skłonny rychlej ujdzie razu złego,
A hardość zaś częstokroć poraża butnego.
I niemasz nic od rzeczy, jeśli podleźć przyjdzie,
Gdzie się więc człowiekowi przeskoczyć nie zejdzie.
Dąb wielki, mocny i gruby
Patrzył z wysoka na trzcinę,
Jako olbrzym na dziecinę,
I, pełen nieznośnej chluby,
Rzekł do uniżonej sąsiadki:
„Żal mi cię bardzo, niebogo!
„Bać się musisz lada kogo,
„Od natury, spólnej matki,
„Będąc bardzo ukrzywdzona;
„Ciężkoć znieść lada dzierlatki.
„Bo się zegniesz we trzy dzwona;
„Kiedy też lada wietrzyk chce poigrać z tobą,
„Wnet ci się macza czupryna.
„Kto tak da żartować z sobą,
„Nieszczęsna jego godzina!
„Ja zaś, gałęzie moje
„Niemal pod same puszczając obłoki,
„Tak ugruntowany stoję,
„Że łacwiej wzruszyć opoki!
„Jeszcze, gdybyś, biedna trzcinko,
„U nóg mych była wyrosła,
„Potrafiłbym łacwiusieńko,