Zęboma i z kopyta on gwóźdż wyprowadził,
Poczuł osieł odelgę, a wilk o nagrodzie
Mówił, iż w takiej osła ratował przygodzie
Ów, nie mając czym płacić sztuką na bliźniego
Poszedł i prosił znowu lekarza onego,
Żeby jesze raz ząjrzał, jeśli nie zostało
W ranie czego, bo jeszcze coś go dolegało.
Zajźrzy mu wilk w kopyto, a osieł go w czoło
Tak dobrze, że snać trzykroć obrócił się wkoło.
Zaczym sam ku domowi z wielkim pędem bieżał,
A wilk na poły martwy dobrą chwilę leżał.
Potym, k sobie przyszedszy, mówił w sercu swoim:
„Słusznie mię to potkało, iżem wzgardził moim
„Zwyczajem przyrodzonym, jąłem się inszego
„Rzemiosła, mej osobie nie należącego“.
Tak kto nad przywidzenia na się co przyjmuje
Abo się więc nad zwyczaj czego podejmuje.
Ze złym zaś swym poniechać musi więc wszystkiego.
Nie podejmuj się, szaszku, pnia legawego!
Koń, który pańskiej stajni czynił sławę,
Był raz na wiosnę puszczony na trawę.
Koń był wypasły w zimie na obroku,
Koń w samej porze i o piątym roku.
Pryska na czarnym mój źrzebiec korzeniu,
Najpiękniejszemu równa się stworzeniu.
Kiedy delicye takie sobie płodzi,
Lis, frant z natury, do niego przychodzi.
A ta wizyta na to tylko była,
Żeby lisica konia opatrzyła,