Strona:PL Chrzanowski Ignacy - Biernata z Lublina Ezop.djvu/561

Ta strona została przepisana.

„Patrząc na to zdradne ziarno.
„Nie chodzi tu bynajmniej o osobę moję,
„Bo ja się wcale nie boję
„I znajdę sobie miejsce, w której chcę krainie,
„Gdzie mię to bez pochyby nieszczęście ominie,
„Zważajcie pilnie, jak ta ręka zdradza,
„Co po powietrzu często się przechadza!
„Przyjdzie, ach! przyjdzie, jeśli się nie mylę,
„Czas nieszczęśliwy za niedługą chwilę,
„Że to, co z króbki wyrzuca na ziemię,
„Zagubi wasze nieostrożne plemię.
„Z tego się ziarna przędziwo wywije
„Na wasze nóżki, skrzydełka i szyje:
„Szatry, zadziergi, sidła, poły, siatki“.
„A potym co? Na rożen, do klatki,
„Lub do gorącego garka
„Wsadzi was kucharz albo kucharka.
„Przeto wam zawczasu życzę:
„Zjedzcie to ziarno zwodnicze!“
Nie słuchało tej rady zaślepione ptastwo:
Mogąc się w polu inną jeszcze karmić pastwą,
Wolał pan czyżyk w maku, szczygieł w prosie brodzić,
A tymczasem konopie poczynały wschodzić
Tu znowu jaskółeczka, jak ksiądz na ambonie:
„Tonie, ach! ojczyzna tonie!
„Ej! nierozumne ptaszątka!
„Wyrywajcie to zielsko przynajmniej do szczątka;
„Bo kiedy srodze urośnie,
„Trudniej wam wyrwać będzie, niż chłopom ciąć sośnie!
„Już wisi nad karkiem zguba:
„Co żywo, do roboty, komu dusza luba!“
Za tak mądre przestrogi, co miały dziękować,