Co gryzą suche klajstry, smarowne cholewy,
I co pod noc zachodzą z szczurami w zapasy,
I którym tuczą biedne książeczki brzuch łasy,
Zwłaszcza panegiryczne setne egzemplarze,
Doktorskie przywileje, Swady, Kalendarze,
Romanse miłośniczków i Nowe Ateny,
I płaczliwe niezbytych rymopisów Treny.
Poważne samców grono wśrzód siadło, by zdanie
Każdy swoje otworzył w ciężkim rzeczy stanie,
Stary Mąkosz, rady głowa i korona,
Co przesziej nocy dobrze zwartował Platona,
A przetarłszy w Marsylim[1] starożytnym zęby,
Wściąż po sobie uczone zostawił otręby,
Głos zabrawszy, tak rzecze: „Prześwietny senacie!
„Po doświadczonej dobra publicznego stracie,
„Po starunkach, z tysiącznymi użytych kłopotem,
„Który obywatelów twarz zalewał potem,
„Naród nasz słusznie ma być w obradach troskliwym,
„Jak postąpić ma z rodem kotów niecnotliwym.
„Znacie, mniemam, aż nadto złość ich jadowitą
„I jak zawsząd na naszą wrą Rzeczpospolitą.
„Trudno się w szczupłym domku usiedzieć przed niemi;
„Niema szpary tak ciasnej ni w ścianach, ni w ziemi.
„Nie ma gzymsów ni stropu, ni tak pewnych murów.
„Gdzieby hultaj drapieżnych nie wraził pazurów:
„Wszędy się przemknie, po drzwiach mający u spodu
„Wyciętą, jak na licho, dziurę dla przechodu.
„Przez nią wkradlszy się, złodziej dzień i noc — się pląta
„Tu owdzie, a żadnego nie opuści kąta.
„Coż dopiero wspominać mam kocie morderstwa
- ↑ Marsilio Ficino pierwszy tłomacz Platona na łacinę, komentator sławny. (Przyp. autora).