Zdał się więc zamysł lepszy: by trwale z natury
Dzikie mysze zwerbować, one proste gbury
Donośne, co dziedziczą role, chrósty, stawy,
By z swych siedlisk, sąsiedzkiej przyszły poprzeć sławy.
Żadne ich, mówią, miejskie smaki, zbytki, wety
Nie zwątliły, do wszelkich razów wprawne grzbiety.
Lecz i tu niemasz zgody; lekka żołdu płaca,
Domowej z czasem wojny trwoga mózg przewraca:
Aby, skoro tłustego zakosztują sadła,
Chęć do milszych przysmaków ciurom nie przypadła;
Skąd hardzi, sweby kiedyś umocniwszy szańce,
Z gruntów miejskich w las dawne wypchnęli mieszkańce.
Przeważyło nskoniec wszystkie inne wota
Zdanie, co wniósł wartogłów nazwiskiem Brzydota[1]
Ten niezbyt dawno przez wąch i wywiady mnogie
Wziął w tym domu siedlisko nadzwyczaj chędogie,
Kędy pańsko używa, już blizko kwartału,
Strzygąc cieńkie batysty milsze od nabiału;
Bowiem lakierowanej dorwał się szafeczki,
Kędy były mankiety i chińskie chusteczki,
Maglowanie, skrapiane wódką fiałkową
I z cedru przepędzaną i amarantową;
Różne stały, chust pełne, pachnące koszyki, —
Stróż Brzydota zapuszczał w głąb śmierdzące rzéki,
Przydając grubiańsko bobki nie laurowe.
Co wzięły run plamistych wstążeczki pąsowe!
Co koronki, wachlarze i kwieciste lamy!
Tak zeszpecił pieścidła ślubu blizkiej damy.
O! juk z płaczem, nieboga, łączyła przeklęstwa,
- ↑ Turpillus. (Przyp. autora).