Niemasz żadnego tak przyjaznego, aby sobie nie wolal lepiej życzyć, niż drugiemu.
Żona, niezmiernie kochająca swego męża, wielce trapiła się dla ciężkiej choroby, na którą był zapadł i która go prawie o śmierć przyprawiała, tak dalece, że przyjąć nie chciała pocieszenia, i żal jej nawet tak wielki, że wołała: „Niestetyż! wolałabym umrzeć, aniżeli utracić ukuchanego mego męża!“ Nakoniec, popuściwszy cuglów żalowi, wzywać poczęła Śmierci na ratunek, prosząc jej, ażeby dała pokój jej ukochanemu mężowi a wzięła ją raczej na jego miejsce, iże wielceby ją tym ukontentowała. Śmierć, przebrawszy się za człowieka, nie omieszkała się jej prezentować. Lecz w jak wielkie podziwienie i bojaźń wprawiło to widowisko! „Nie ja to — rzekła natychmiast — chcę umierać, ale mój mąż, który jest w izbie i który się oczekuje już od owego czasu“.
Sens moralny. Nie znajdziemy nikogo, któryby chciał za drugiego umrzeć.
Kobieta jedna, już dobrze podżyła,
Miała córeczkę; to jedyne dziecię
Kochała bardziej, niźli własne życie,
Serce swe nad nią raniła,
Owóż ta córka śmiertelnie zapadła,
Słaba, znędzniona i srodze wybladła.
Niewiasta czyni śluby, na lekarstwo traci,