Daje grosze ubóstwu, za modlitwy płaci.
„Boże — wołała i we dnie i w nocy —
„Zatrzymaj jeszcze wyrok twojej mocy!
„Bierz, jeśli wola, moje raczej życie,
„A zostaw przy nim to kochane dziécie!“
Jednego potem wieczora,
Gdy się już zdała dogorywać chora,
Matka podwoi lamenta, rozpacza:
Alić ktoś we drzwi razem zakołacze.
Z srogim tertesem i wrzawą
Wnet jakaś do izby wpada
Mara chuda, czarno-blada,
Z podobną Śmierci postawą.
Na takie widmo niewiasta się zlękła
I, drżąc, do ziemi przyklękła.
„Pośle od niebios! — zawoła z pokorą —
„Niechaj się twoja nie pomyli ręka.
„Jeszczemci zdrowa, Bogu memu dzięka!
„Córka to moja jest chorą“.
Za blizkim skonu mężem żona mdleje,
Obce zań umrzeć. Śmierć we drzwi, aż ona blednieje.
„Po niegoś pono przyszła — rzekła żałobliwa
Imość — oto na łóżko ostatnim tchem ziéwa“.