Strona:PL Conan-Doyle - Tajemnica Baskerville'ów.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

czym ją zostawił tutaj, czy w biurze portowem. Gdybym ją zgubił, sprawiłoby mi to wielką przykrość.
— Wszak to prezent? — rzekł Holmes.
— Tak, panie.
— Od pensyonarzy hotelu Charing Cross...
— Tak, od paru pacyentów. Dali mi ją na pamiątkę mojego ślubu.
— Szkoda — rzekł Holmes, ściskając mu rękę.
— Czego pan żałuje? — spytał doktor Mortimer ze zdziwieniem.
— Szkoda, że pan rozproszył moje wnioski — brzmiała odpowiedź. — A więc powiadasz pan, że to podarek ślubny?
— Tak, panie. Ożeniłem się i dlatego musiałem szpital opuścić; trzeba było założyć dom, postarać się o praktykę samodzielną.
— No, i teraz zyskujesz pan sobie sławę na polu nauki — rzekłem.
— Wszak mam przyjemność mówić z panem Sherlock Holmes?
— Nie, to mój przyjaciel, doktor Watson.
— Miło mi pana poznać. Słyszałem o panu nieraz. Pozwoli mi pan, panie Holmes, zbadać swoją czaszkę. Od pierwszego rzutu oka spostrzegłem, że jest niezwykłą: zdradza zdolności, rzekłbym nawet — geniusz dedukcyjny. Taka czaszka byłaby ozdobą każdego muzeum. Przyznaję, że jej panu zazdroszczę.
— Jesteś pan entuzyastą w swoim zawodzie, tak, jak ja w swoim — odparł detektyw — ale sądzę, że nie przybywasz pan tu po raz wtóry jedynie w zamiarze zbadania mojej czaszki...
— Nie, panie, choć rad jestem, że zdarza mi się sposobność ku temu. Przybyłem do pana, panie Holmes,