mer. — Przeszukałem starannie cały pokój przed śniadaniem...
— I ja także — wtrącił sir Baskerville.
— Wtedy nie było buta.
— Zapewne posługacz podrzucił go w czasie naszej nieobecności.
Posłaliśmy po Niemca, ale twierdził, że o niczem nie wie i nie umiał wyjaśnić tego dziwnego zdarzenia.
Więc znowu jedna zagadka powiększyła szereg drobnych tajemnic, następujących tak szybko po sobie. Nie licząc już śmierci sir Karola, w ciągu dwóch dni wpadaliśmy z jednego zdziwienia w drugie, łamiąc sobie głowę: to nad drukowanym listem, to nad zjawieniem się szpiegów, nad zniknięciem żółtego, to czarnego buta. Odnalezienie żółtego było nowym sękiem.
Holmes nie odzywał się, jadąc ze mną na Baker Street; po jego ściągniętych brwiach domyślałem się, że waży w myśli te wszystkie okoliczności i wysnuwa z nich wnioski. Przez całe popołudnie, aż do wieczora, siedział w obłokach dymu.
Przed samym obiadem wręczono mu dwie depesze: Pierwsza brzmiała w te słowa:
„Doniesiono mi, że Barrymore jest na miejscu.
Treść drugiej depeszy była następująca:
„Zwiedziłem dwadzieścia trzy hotele wskazane, ale nie mogłem znaleźć owego Timesa.