Strona:PL Conan-Doyle - Tajemnica Baskerville'ów.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zatem wiesz, że drugi człowiek kryje się na bagnie?
— Tak, panie, wiem.
— Czyś go widział?
— Nie.
— Skąd wiesz o nim?
— Mówił mi Seldon przed tygodniem. Tamten ukrywa się także, ale, o ile mogę zmiarkować, nie jest więźniem. To mi się wcale nie podoba... — dodał tajemniczo.
— Słuchaj, Barrymore — rzekłem. — Przybyłem tu w interesie twojego pana. Powiedz mi otwarcie: co ci się nie podoba?
Wahał się, jak gdyby żałował swego odezwania, lub nie mógł znaleźć słów do wyrażenia myśli.
— Jakieś niebezpieczeństwo grozi sir Henrykowi... — rzekł wreszcie. — Byłoby najlepiej, gdyby wyjechał do Londynu.
— Cóż cię zaniepokoiło?
— Powiem panu szczerze: przewiduję nowe nieszczęście... Po co tamten ukrywa się na bagnie?... To nie zapowiada nic dobrego dla Baskervillów. Chciałbym już, żeby nowa służba zwolniła mnie z dozoru nad pałacem.
— Czy mógłbyś mi co powiedzieć o tym nieznajomym? Co o nim myśli Seldon? Czy odnalazł jego kryjówkę? Czy dowiedział się, co on tu robi?
— Widział go parę razy, ale tamten jest skryty. W pierwszej chwili mój szwagier miał go za szpiega, ale niebawem przekonał się, że to gentleman i że działa na własną rękę w jakimś celu tajemniczym.
— Czy Seldon nie odszukał jego kryjówki?
— Wie, że nieznajomy chowa się w jednej z ja-