Strona:PL Conan-Doyle - Tajemnica Baskerville'ów.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

sam na tę wyprawę. Należało odjąć wizycie wszelki charakter uroczysty. Zostawiłem więc sir Henryka w domu i pojechałem na zwiady.
Łatwo mi przyszło dowiedzieć się o adresie mrs. Lyons. Mieszkała w dobrym punkcie, w środku miasta. Zostałem odrazu wprowadzony przez schludną pokojówkę do bawialni. Pani Lyons siedziała przy maszynie Remingtona; zerwała się na moje powitanie, lecz ujrzawszy nieznajomego, zmieszała się i spytała, czego sobie życzę.
Na pierwszy rzut oka, mrs. Lyons robiła wrażenie osoby niezwykle pięknej: miała oczy i włosy złocisto-brunatne, cerę świeżą, usta ponsowe. Byłem zachwycony jej urodą, lecz przyjrzawszy się bliżej, dostrzegłem ostry wyraz ust i oczu, psujący ogólną harmonię. Bądź co bądź, znajdowałem się wobec kobiety ślicznej, i teraz dopiero uczułem, ze moje zadanie jest trudne. Cóż mogłem jej odpowiedzieć?
— Znam ojca pani — rzekłem, tłómacząc tem moje przybycie.
— Niema nic wspólnego pomiędzy mną a ojcem — odparła chłodno. — Nie zawdzięczam mu nic zgoła, i jego znajomi nie są moimi. Gdyby nie sir Karol Baskerville i paru innych przyjaciół, umarłabym z głodu, choć mam ojca...
— Właśnie przybywam do pani w sprawie nieboszczyka sir Karola — oświadczyłem.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
— Cóż mogę panu o nim powiedzieć? — rzekła, bawiąc się łańcuszkiem od zegarka.
— Wszak go pani znała?
— Mówiłam już panu, że wiele mu zawdzięczam.