Strona:PL Conan-Doyle - Tajemnica Baskerville'ów.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

o mnie: przynosił mi chleb i czystą bieliznę. Czegóż mi więcej potrzeba? Dał mi przytem parę bystrych oczu i parę zwinnych nóg, co jest pożądane.
— A więc moje listy były niepotrzebne?
Holmes wyjął paczkę listów.
— Oto twoje sprawozdania — rzekł. — Dostawałem je z 24 godzinnem opóźnieniem i oddały mi znaczne usługi. Musisz cię pochwalić za gorliwość i spryt, których dowiodłeś w tej niezwykłej sprawie.
Serdeczne słowa Holmesa rozproszyły mój żal do niego, tembardziej, iż czułem, że lepiej się stało, żem nie wiedział o jego przebywaniu na bagnie.
— A teraz opowiedz mi twoją wizytę u mrs. Lyons — rzekł. — Nietrudno mi było domyśleć się, że jeździłeś do niej, gdyż wiem, że ona jedna w Coombe-Tracey może nam dostarczyć potrzebnych informacyj. Coprawda, gdybyś nie był rozmówił się z nią dzisiaj, ja byłbym do niej poszedł jutro.
Słońce już zaszło, powietrze ochłodziło się. Weszliśmy do jaskini. Usiadłszy na kamieniu obok Holmesa, opowiedziałem mu moją rozmowę z panią Lyons.
— To bardzo ważny szczegół — oświadczył. — Wypełnia lukę, której nie zdołałem pokryć. Wiesz zapewne, że pomiędzy tą damą a Stapletonem zachodzą bardzo blizkie stosunki?...
— Nie wiedziałem.
— To rzecz pewna... Widują się, pisują do siebie, są w porozumieniu serdecznem... Ta wiadomość jest niebezpiecznym orężem w naszem ręku. Gdyby tylko udało się zniechęcić do Stapletona jego żonę!...
— Żonę?
— Teraz ja udzielę ci garstkę informacyj wzamian