Strona:PL Conan-Doyle - Tajemnica Baskerville'ów.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

zgadzał się, a gdy jeszcze dowiedziałem się, że ów przełożony odddawał się z zapałem entomologii, nie miałem już żadnych wątpliwości.
— Jeżeli ta kobieta jest istotnie jego żoną, jakiż jego stosunek do pani Lyons?
— Twoja rozmowa z tą damą rzuciła właśnie światło na ten punkt ciemny. Nie wiedziałem, że pani Lyons chce się rozwodzić. Widocznie ma nadzieję wyjść za Stapletona.
— A gdy się zawiedzie w tych nadziejach?
— Ha! wtedy odda się na nasze usługi. Przedewszystkiem musimy obaj widzieć się z nią jutro. Ale czy nie znajdujesz, Watson, że zbyt długo pozostawiłeś pupila bez swej opieki?... Twoje miejsce obecnie w Baskerville-Hall.
Ostatnie promienie słońca gasły na zachodzie.
— Jeszcze jedno pytanie — rzekłem, wstając. — Wszak między nami nie powinno być sekretów. Powiedz mi, jaki on ma w tem cel?
Holmes zniżył głos.
— Jego celem jest... morderstwo — chłodne, wyrafinowane — odparł. — Nie pytaj mnie o szczegóły. Oplątuję go w sieci, tak, jak on — sir Henryka. Jednego tylko obawiam się, a mianowicie, żeby on nie wykonał swego zamiaru, zanim będziemy gotowi do walki. Jeszcze jeden dzień, dwa najwyżej, a będę w stanie zmierzyć się z tym łotrem, ale tymczasem strzeż sir Henryka; żałuję nawet, żeś go dziś opuścił.
Straszny jęk przerwał ciszę. Krew zamarła w mych żyłach.
— Co to takiego? — zawołałem.
Holmes zerwał się na nogi, wybiegł przed jaskinię, nastawił ucha.