Strona:PL Conan-Doyle - Tajemnica Baskerville'ów.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy masz broń? — zapytał Lestrada.
— Nie rozstaję się z rewolwerem — odparł detektyw. — We dnie jest jak przylepiony do kieszeni moich spodni, a w nocy — do mojej poduszki.
— To dobrze. Mój przyjaciel i ja jesteśmy w zbrojnem pogotowiu.
— Cóż pan rozkażesz?
— Czekać.
— Ha! nie jest to miła robota, zwłaszcza wśród takiego otoczenia. Cóż za pustkowie!... — mówił Lestrade, oglądając się dokoła.
— Widzisz te światełka w oddali? To Merripit-House, cel naszej wycieczki. Teraz musimy iść na palcach i mówić szeptem.
O dwieście yardów przed domem, Sherlock kazał nam stanąć.
— Poczekamy tutaj — szepnął. — Te kamienie na prawo stanowią wyborną osłonę. Zaczaisz się za nimi, Lestrade. Wszak byłeś w tym domu, Watson? Rozkład mieszkania jest ci znany. Widzisz okno oświetlone?
— To od kuchni.
— A tamto, po drugiej stronie?
— To od jadalnego pokoju.
— Proszę cię, zakradnij się pod te okna i zobacz, co oni tam robią, ale na miłość Boską, ostrożnie, żeby nie zmiarkowali, że są śledzeni.

Sprostowanie. Na str. 189, w poprzednim dodatku, zakradła się pomyłka druku: zamiast „martwe zwłoki sir Karola Baskerville”, — powinno być: „martwe zwłoki sir Henryka Baskerville”.