Roztargniony, obojętny, znudzony, ledwie byłem świadom wrażenia które budziłem. Dzieliłem czas między studja które przerywałem często, projekty których nie spełniałem, przyjemności które mnie nie bawiły. Wreszcie, błaha na pozór okoliczność sprawiła ważny przewrót w mem usposobieniu.
Pewien młody człowiek, z którym żyłem dość blisko, zabiegał od kilku miesięcy o względy jednej z najmniej szarych kobiet z naszego kółka. Po długich staraniach, zdołał wreszcie pozyskać jej miłość; że zaś nie ukrywał mi wprzódy swych smutków i niedoli, czuł się w obowiązku podzielić i tryumfem: niepodobna odmalować jego uniesień i radości. Widok takiego szczęścia obudził we mnie żal, iż nie kosztowałem go jeszcze; nie zaznałem dotąd związku serc, któryby mógł schlebiać miłości własnej; miałem uczucie, że nowa przyszłość odsłania się mym oczom; nowa potrzeba zrodziła się w głębi mej duszy. Było w tej potrzebie wiele próżności, bezwątpienia, ale nie tylko próżność; było jej może mniej niż sam myślałem. Uczucia nasze są mętne i mieszane; składają się z mnóstwa różnorodnych wrażeń, umykających się obserwacji; słowo zaś, zawsze zbyt grube i ogólnikowe, może wprawdzie je zaznaczyć, ale nigdy określić.
Z domu ojca, wyniosłem, odnośnie do kobiet, dość niemoralny system. Ojciec, mimo iż ściśle przestrzegał form, pozwalał sobie nieraz odzywać się o sprawach miłości dość lekko; patrzał na nie jak na zabawkę, jeśli nie dozwoloną, to przynajmniej dość niewinną;