co do smaku jak i co do koloru, nakoniec karafki wódki, rumu, rozmaitych wiu i dzbany piwa, jabłeczniku i flipu[1] napełniały tak dobrze wszystkie miejsca, iż zaledwie pokrywający stół obrus widzieć można było. Celem rozporządzicielki zdawała się być obfitość, i tego dostąpiła kosztem porządku i gustu.
Ani sędzia, ani żaden z gości nie był zdziwiony rozporządzeniem tej uczty; zwyczaj ich z tem spoufalił, każdy więc zaczął dawać dowody apetytu, który świadczył, iż przyprawieniem ochmistrzyni nie pogardzano. Było to wszakże prawdą, że major i Ryszard już objadowali przed wyjazdem na spotkanie p. Templa, ale major w swoich wyprawach zawsze łaknął i pragnął, a Ryszard miał sobie za punkt honoru dotrzymać placu każdemu, o cobykolwiek chodziło.
Przez kilka minut, dawał się tylko słyszeć szczęk nożów i widelców, i Marmaduk najpierwszy przerwał nakoniec milczenie.
— Ryszardzie — rzekł, obracając się do Jonesa — mogęż czegokolwiek dowiedzieć się od ciebie względem młodzieńca, którego ranić miałem nieszczęście? Znalazłem go na polowaniu w górach z Nattym Bumpo, właśnie jakby przyjaciół i krewnych, ale w ich ułożeniu, postawie i sposobie postępowania, dotykalna się różnica okazuje. Ten młodzieniec zawsze się doborowemi wyrazami tłumaczy, czegom się nigdy nie mógł spodziewać, widząc go w takiem towarzystwie i w tak pospolitej odzieży. Zdaje się znać go John Mohegan, Mieszka niewątpliwie w chałupie Nattego. Czy uważałeś panie Le Quoi, jak on pięknie mówi?
— Bez wątpienia panie Templ — odpowiedział Francuz; — rozmawia on wybornie angielskim językiem i bez żadnego akcentu.
— Tobież to właśnie o tem sądzić Gallu — odezwał się Ryszard. Ja panom powiem, ja, który się znam na tem bardzo dobrze, iż ten młodzieniec nie jest żadnem dziwem.
- ↑ Napój składający się z mieszaniny piwa, gorzałki i cukru.