Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/119

Ta strona została przepisana.

położenie musi dla pana Granta być nieprzyjemnem, kiedy w tem głos łagodny kobiety bojaźliwie wyrzekł oczekiwaną odpowiedź.
Oczy Elżbiety zwracając się w kierunku głosu, postrzegły naówczas młodą cudzoziemkę, jaką przynajmniej dla niej była, w postawie najpokorniejszej pobożności, trzymającą wzrok wlepiony w książkę. Odzież jej nie bogata, ani modna, była czystą i dziwnie przypadała do twarzy. Cera blada i łagodność w całej postawie, obudzały interes jaki wzmagał melancholijny wyraz jej rysów. Gdy druga odpowiedź była potrzebną, znowu ją powtórzyła młoda nieznajoma, lecz głos nie mniej harmonijny, chociaż więcej stentorowy razem dał się słyszeć; miss Templ poznała w nim do razu głos młodego strzelca. Natenczas starała się przezwyciężyć swą bojaźliwość i za trzecią odpowiedzią, głos jej dał się słyszeć z dwoma innemi.
Przez cały ten czas Beniamin śpiesznie przewracał karty w swej książce do nabożeństwa, aby zastąpić miejsce nieobecnego sługi duchownego, lecz było mu niepodobnem znaleźć rzeczy o którą mu chodziło. Tymczasem modlitwa ciągnęła się dalej, a przed jej zakończeniem znowu się zjawił Ryszard i przechodząc salę bez najmniejszego szelestu, dawał potrzebne odpowiedzi tonem, w którym się inna nie wyrażała niespokojność, tylko, iż może nie jest zupełnie słyszanym. Niósł z sobą skrzynkę nie więcej nad ośm cali wysoką, którą postawił przed panem Grantem, by mu za podnóżek służyła, albowiem ta myśl go uderzyła, iż wypadało aby minister nie zostawał na równi ze słuchaczami i wrócił na swe miejsce, właśnie w sam czas, dla wyrzeczenia głosem donośnym Amen.
Długie doświadczenie p. Granta posłużyło mu do porządnego wypełnienia przyjętego na siebie obowiązku. Znał doskonale charakter swych słuchaczów, którzy ze względu na obyczaje, byli ludem prawie pierwiastkowym, a w opiniach religijnych skłonni po większej części do subtelnych rozróżnień scholastycznych, z niespokojnością a nawet niechęcią, pa-