skutkiem nadziei znalezienia w domu dobrego ognia i tych uciech, jakie zwykle towarzyszą świętom Bożego Narodzenia.
Sanie, albo właściwie mówiąc slejg, gdyż tak nazywają tutaj tego rodzaju pojazdy, były jednym z owych ogromnych antyków, w których cała rodzina mieścić się może. Tym razem jednak dwie tylko oprócz murzyna jechały osoby, mężczyzna i kobieta. Pierwszy był wysokiego wzrostu, lecz tak opatrzony przeciw zimnu, że właściwej jego postaci trudno było dostrzedz. Cały uwinięty w obszerne futro, miał na głowie uszytą czapkę kunową podwiązaną pod brodę. Z pomiędzy tego ubioru wyglądała tylko twarz szlachetna i męzka, a nadewszystko uderzały wielkie, błękitne oczy, w których malowała się roztropność, wesołość i dobroć. Co do jego towarzyszki, ta, bez przesady mówiąc, była schowana w obfitości rozmaitego rodzaju odzieży. Jeżeli kapotka podszyta flanelą i jak znać było z kroju, robiona dla osoby płci innej, otworzyła się czasem, dawała się tylko ujrzeć materyalna watowana suknia, spięta wstążkami. Wielki kapiszon z czarnego atłasu, pikowany erdredonem, tak całą twarz zakrywał, że ledwo zostawał otwór dla oddechu i wyjrzenia kiedy niekiedy pięknym czarnym oczom, pełnym żywości i ognia.
Ojciec i córka (tem bowiem byli względem siebie nasi podróżni) zatopieni w swoich myślach, nie przerywali rozmową milczenia panującego dokoła, a sanie lekko i cicho przesuwały się po śniegu. Ojciec rozpamiętywał o żonie, która przed czterema laty ostatni raz uścisnęła ukochaną i jedyną córkę, wysyłając ją dla ukończenia nauk do Nowego Yorku, śmierć bowiem w kilka miesięcy potem wydarła mu tę towarzyszkę prawie odludnego życia. Ojciec jednak kochał zbyt swoją córkę, żeby ją przed ukończeniem wykształcenia miał był odbierać i wcześniej przywozić w tę odludną prawie okolicę. Myśli Elżbiety były mniej posępne. Z zadziwieniem i przyjemnością przypatrywała się licznym odmianom od czasu jej wyjazdu, zaszłym w około ojcowskiego domu.
Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/12
Ta strona została przepisana.