Góra, pod którą dojeżdżali, była pokryta odwiecznym borem. Sosny, które dopiero na wysokości około ośmdziesięciu stóp od poziomu rozpościerały swe konary do szczytu, drugie tyle mierzącego, nie zasłaniały prawie widoku, gdyby go nie ograniczało przeciwległe wzgórze. Ciemne pnie drzew wynosiły się na śnieżnej pościeli, jak regularnie wzniesiona kolumnada, a ciemna zieloność ich wieńców u szczytu, stanowiła smętną sprzeczność z białym całunem ziemi.
Chociaż podróżni nie czuli najmniejszego wiatru, wierzchołki drzew jednak chwiały się głuchym szumem, wtórującym zgodnie smutnemu widokowi zimy.
Wtem nagle ozwała się sfora psów gończych po lesie. Marmaduk Temple (tak się nazywa nasz podróżny) zapomniał o przedmiocie swych rozmyślań i zawołał na woźnicę:
— Stój, Aggy stój! to głos starego Hektora, poznałbym go wśród tysiąca innych. Pewno Kosmaty Kamasz korzystając z pogody, wyszedł na polowanie i psy jego ruszyły daniela. No, Elżusiu, jeżeli nie lękasz się strzału, dostarczę ci zwierzyny na święta.
Murzyn wstrzymał konie i bijąc rękami po bokach, starał się rozegrzać skrzepłe palce; pan jego tymczasem szybko wyskoczył ze sani, zrzucił parę wielkich futrzanych rękawic, pokrywających mniejsze zamszowe, wydobył z pomiędzy tłumoków, króbek, pudełek i tym podobnych bagażów córki, strzelbę myśliwską i opatrzywszy podsypkę, zbliżył się do lasu. W kilka chwil pokazał się piękny daniel, a lubo sadził rączo między gęstemi drzewami, podróżny jako wprawny strzelec, złożył się mgnieniu oka i dał ognia. Daniel jednak biegł równym pędem i już przeskakiwał drogę, kiedy drugi strzał dał się słyszeć. Na ten huk zwierzę podskoczyło tylko dziwnie wysoko, lecz wnet trzeci cios obalił je na ziemię. Niewidzialny myśliwy wydał okrzyk tryumfu i równie jak jego towarzysz młodszy, ukazał się z za drzewa, gdzie dotąd stał ukryty.
Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/13
Ta strona została przepisana.