jest Boskie przykazanie, a nikt, co mu posłusznym nie będzie, nie może się spodziewać oglądać Boga.
Indyanin słuchał Granta z uwagą. Ogień pałający w jego oczach uśmierzył się powoli a muskuły wróciły do stanu zwykłego spokoju, lecz zlekka ruszając głową, dał znak panu Grant do poczęcia na nowo drogi, i w milczeniu szedł za nim. Silne poruszenie, jakiego doznał pan Grant, dodało chyżości jego krokom, stary wódz nie opóźniał się także, lecz Edward postrzegł, iż Ludwika przeciwnie, nie tak żwawo postępowała, wkrótce też zostali o kilka kroków od swych towarzyszów. Że zaś ścieżka była nieco szerszą, zbliżył się więc do niej i szedł obok, mówiąc:
— Zmęczyłaś się pani, śnieg się usuwa pod waszemi stopy i utrudnia drogę. Chciej się pani oprzeć na mem ramieniu. Postrzegam naprzeciw nas światło, jest to zapewne dom ojca waszego, lecz jeszcze odeń jesteśmy w pewnej odległości.
— Mogę jeszcze iść dalej — odpowiedziała głosem słabym i drżącym lecz ten stary Indyanin mnie przestraszył. Straszliwe było jego spojrzenie, gdy się odwrócił do mego ojca... Zapominam, iż to jest wasz przyjaciel, może krewny, podług tego co dopiero powiedział, a jednak wy nie nabawiacie mię takiej bojaźni.
— Nie znacie dobrze panno Grant, pokolenia tych ludzi — odpowiedział Edward — wiedziałabyś bowiem, iż zemsta uchodzi za cnotę pomiędzy Indyanami. Pierwsza nauka, jaką odbierają w dzieciństwie, jest, aby nigdy nie zapominali i nigdy nie przebaczali krzywdy... Jedne tylko prawa gościnności, biorą górę nad ich gniewem.
— Spodziewam się panie — rzecze Ludwika mimowolnie usuwając swe ramię — iż nie byłeś wychowanym w takich zasadach.
— Jeśliby szanowny wasz ojciec uczynił mi podobne zapytanie — odpowiedział — dosyć byłoby przypomnieć, iż byłem wychowany na łonie kościoła. Lecz wam panno
Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/132
Ta strona została przepisana.