Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/14

Ta strona została przepisana.

— To ty Natty? — zawołał Temple, zbliżając się do ubitego daniela. Gdybym był wiedział, że byłeś tu na przesmyku, pewnobym nie strzelił. Ale słysząc gon starego Hektora, nie mogłem się wstrzymać: jednak nie zupełnie jestem pewny, czy to moja kula ubiła daniela.
— Nie, nie, panie sędzio — odpowiedział strzelec z pewnem ukontentowaniem złośliwem — pan tylko spaliłeś nabój prochu dla ogrzania sobie nosa. Czyż można spodziewać się ubić dorosłego daniela, którego tropią takie psy jak Hektor i moja suka Slut, z tej strzelbeczki na wróble? Dosyć jest bażantów w lesie i drobne ptactwo stadami teraz przylatuje pod same domy; możesz pan codzień nastrzelać ich na pasztet, ale jeźli chcesz ubić daniela, radzę wziąć strzelbę z długą rurą i zamiast kłaków, użyć skóry dobrze natłuszczonej, inaczej pan i rożek wypróżnisz i nie napełnisz brzucha. Kończąc te słowa, otarł wierzchem ręki szerokie swe usta, jak gdyby chciał przez to ukryć szyderski swój uśmiech, który w tej chwili twarz jego ożywił.
— Moja fuzya bije dobrze, Natty — odpowiedział Temple z miną dobrego humoru — i nie pierwszy to raz ubiłem z niej daniela. Była teraz nabita glotami; zwierz trafiony w kark i pod łopatkę, cóż więc za dowód, że jedna z tych ran nie jest od mojego strzału?
— Mniejsza o to, kto ubił — odparł strzelec. Teraz idzie o to, kto go zje. Rzekłszy to, dobył z pochew noża za pasem zatkniętego i przerżnął danielowi gardło. Trafiony dwoma glotami — dodał potem — ale czyż nie było pierwej dwóch strzałów, nim upadł za trzecim, a ten trzeci wymierzyła ręka młodsza i pewniejsza od mojej i pańskiej. Co do mnie, lubo jestem biednym człowiekiem i mogę żyć bez zwierzyny, ale w kraju wolnym nie lubię zrzekać się praw moich, chociaż jak dotychczas i tutaj nieraz równie dobrze jak w starym świecie siła idzie przed prawem. Mówił to wszystko z niechęcią ponurą; lecz ostatnie słowa wyrzekł przez zęby, podobnie jak pies warczy, kiedy nie śmie szczekać.