— Nie, majorze, nie — odpowiedział Natty wstrząsając głową ze smutną miną — dożyłem by widzieć, czego spodziewałem się, iż nigdy oczy moje nie ujrzą w tych górach, i nie mam już serca do śpiewania. Kiedy ten co winien być panem tutaj, musi pić wodę śniegową dla ugaszenia swego pragnienia, nie przystoi tym, co żyli z jego łaski cieszyć się, jak gdyby wszędzie było słońce i wiosna.
To rzekłszy, skłonił głowę na kolana i zakrywając twarz rękami, wrócił do dawnej swej postawy.
Zmiana temperatury, jakiej doświadczył Ryszard Jones przechodząc ze zbytecznego zimna do najwyższego ciepła i szybkość z jaką wychylił jednym prawie ciągiem kilka kubków flipu, które przyrządzić zaledwo wyśpieszyć mogła mistress Hollister, już postawiły go na równi z innymi składającymi towarzystwo. Wziąwszy w rękę kubek ulubionego napoju podniósł się i zbliżył do starego strzelca.
— Słońce i wiosna — zawołał — ślepy jesteś mój Natty, należało powiedzieć księżyc i zima. Napij się abyś wzrok przeczyścił.
Pić, śpiewać i żyć wesoło.
Lecz słuchajcie, oto stary John zaczyna śpiewać. Co za wilcza muzyka ta indyjska, majorze! pewien jestem, iż ani jednej nie znają nuty.
Kiedy Ryszard śpiewał i gadał, stary Mohegan wydawał dźwięki przeciągłe i jednotonne, znacząc miarę ruszaniem głowy i ciała, mało do tego słów przydawał, a że wymawiał je w ojczystym języku, Natty tylko mógł je rozumieć. Nie dając baczenia na to co Ryszard mówił, nie przestawał śpiewać jakiejś dzikiej i melancholijnej pieśni, raz podnoszącą do hnjwyższych tonów i znowu spadającą do nizkich i drżących dźwięków, które rzekłbyś, iż stanowią charakter tej muzyki.