Zimno znacznie się zmniejszyło o poranku dnia następnego. Lekkie obłoki ukazały się na widokręgu i księżyc skrył się za masą wyziewów pędzonych ku północy wiatrem południowym, co było niezawodnym znakiem odwilży. Słońce zrazu zaświeciło w całym blasku, lecz powoli skupiły się obłoki i zaległszy naokoło, nie dozwalały przenikać jego promieniom.
Już dobry był ranek i słońce pasowało się jeszcze z gromadą chmurnych wyziewów przyćmiewających go, kiedy Elżbieta wyszła ze swego pokoju chcąc korzystać z pogody i zaspokoić ciekawość, zwiedzając miejsca przyległe domu ojca, nim się zgromadzą na śniadanie. Okrywszy się futrem dla ochrony od zimna, które lubo nie ostre, dojmowało jeszcze, weszła do małej zagrody położonej za domem, prowadzącej do lasku małych sosenek odrostków starych drzew, których pnie ścięto. Zaledwo tam weszła, wnet poznała głos Ryszarda Jonesa wołającego:
— Życzę ci szczęśliwych świąt Bożego Narodzenia[1] Elżusiu. Ah! ah! widzę, iż z ciebie ranny ptaszek, lecz i
- ↑ W Anglii i Stanach Zjednoczonych, gdzie się zachowują po większej części zwyczaje macierzystej ziemi, w dzień Bożego Narodzenia składają się życzenia, powinszowania i podarki, jak we Francyi to się czyni na Nowy Rok.