stary Indyanin odbywali naradę. Pierwszy mówił żwawo i z zapałem. Natty zdawał się go słuchać z większą niż zazwyczaj uwagą. John Mohegan nieco dalej miał głowę ku piersiom skłonioną, a włosy spadające na czoło, zakrywały mu część twarzy. Położenie jego wyrażało frasunek, nawet pewien rodzaj wstydu.
— Oddalmy się — rzekła Elżbieta głosem stłumionym — nie mamy prawa ich podsłuchiwać.
— Nie mamy prawa!? — odpowiedział Ryszard tymże tonem, chociaż z oznaką niecierpliwości, silniej ujmując ramię Elżbiety, w taki sposób, aby dla niej odwrót uczynić niepodobnym. Zapominasz mała i moja kuzyno, iż moją jest powinnością czuwać teraz nad utrzymaniem publicznej spokojności i wykonaniem praw. Ludzie będący w pewnym względzie tylko tułaczami, mogą przemyśliwać o szkodliwych zamachach, jakkolwiek nie sądzę, aby stary John miał knować jakie pokątne spiski. Biedak zalał sobie wczoraj wieczorem oczy i dziś jeszcze zupełnie nie przyszedł do siebie. Lecz cicho! słuchajmy.
Elżbieta jeszcze nie przystawała na to, lecz Ryszard był nieubłaganym. Trzeba więc było pozostać mimo wstrętu i słyszeć następną rozmowę:
— Należy mieć ptaka — rzekł Natty — bez względu na sposób pozyskania go. Niestety! pamiętam czasy, kiedy indyki dzikie nie były rzadkiemi w tym kraju, teraz zaś aż do Wirginii zajść potrzeba, by znaleźć jednego. Niezawodnie indyk dobrze utuczony i tłusty, całkiem innego jest smaku, niżeli kuropatwa; lecz zdaniem mojem ogon dobry i szynka niedźwiedzia, najsmaczniejsze są do jedzenia. Zresztą każdy ma swój gust. Dzisiejszego poranku przechodząc przez wieś, wydałem ostatni mój farthing[1] na kupienie prochu u kupca francuzkiego, że zaś nie macie więcej nad szyling, wypada więc pomiędzy nami trzema rzucić losy, kto ma strzelać. Wiem, iż Billy Kirby ma także za-
- ↑ Najmniejsza miedziana moneta.